środa, 22 marca 2017

Pani Cieni cz. III

Wiem, że zwykle nie piszę nic przed swoim tekstem. Raczej nie przepadam za tym :) pojawiła się prośba o dłuższy tekst, zatem dzisiaj mam dla Was większy kąsek. Co do charakterystyki i wyglądu postaci to mogę jedynie zaproponować wnikliwe czytanie, wygląd czy charakter będzie się powoli pojawiał.
Miłego czytania, Sheyrra.

 
Wieczorem, gdy wszystkie niewolnice już powoli zasypiały, do wozu na którym siedziała Wiktoria z Katriną, podszedł jeden ze strażników dowódcy. Szturchnął usypiającą dziewczynę, by ją ocucić i powiedział.
- Wstawaj, kapitan chce Cię widzieć. - Po czym otworzył drzwi klatki pozwalając Wiktorii wywlec się ze środka. Niezbyt przytomna dała się zaprowadzić do namiotu wspomnianego kapitana. Mężczyzna czekał na nią pośrodku namiotu. Wewnątrz było ciepło, gruby materiał, który zastępował ściany oświetlały małe lampki z naftą. Przy słupie podtrzymującym całość stał stół, a na nim butelka wina i dwa kieliszki. Za stołem prześwitująca kotara oddzielała część sypialną, gdzie widać było łoże i skrzynie z nieznaną zawartością zapewne zbroją i bronią. Dowódca podszedł do nowej niewolnicy. Dopiero teraz zauważyła blizny na jego policzku, pozostałości po walkach. Jego szare oczy przeszywały swoją siłą, która zresztą biła od całego ciała. „Typowy samiec alfa” - pomyślała Wiktoria, gdy poczuła zapach, jego zapach przepleciony aromatem mydła. Jego dłoń dotknęła jej policzka, palce musnęły delikatną skórę kobiety wywołując przyspieszone bicie serca. Jednak kiedy nachylił się, by ją pocałować, odsunęła się szybkim ruchem.
- Co Ty robisz? - zapytała drżącym głosem. Kapitan odwrócił się w stronę stołu, ale nawet ten szybki ruch nie ukrył skrzywienia zirytowania, które pojawiło się na jego twarzy. Chwycił butelkę wina i zaczął nalewać aromatyczny napój do kieliszków.
- Jesteś niewolnicą. Jak myślisz, czego mogę od Ciebie chcieć? - wrócił do niej i podał jej kieliszek. - Twoim zadaniem jest dogadzać mężczyźnie, gdy ten tego potrzebuje. A jako, że pokazałaś dzisiaj pazurki, postanowiłem, że najpierw sam Cię sprawdzę. Nie mogę sprzedać wadliwego towaru swoim klientom, którzy mogą sporo zapłacić za piękną kobietę. Na zdrowie – odpowiedział przechylając swoją lampkę wina. Gdy Wiktoria nie poszła za jego przykładem, przystawił jej szkło do ust i przechylił zmuszając ją do przełknięcia cierpkiego alkoholu.
- Nie będę Twoją dziwką. - Na te słowa jedynie się uśmiechnął.
- To nie od Ciebie zależy, kochana...
Złapał ją wpół i mocno przycisnął swoje usta do jej. Gdy nie oddała pocałunku, siłą rozwarł jej wargi i wepchnął język. Wiktoria tylko zacisnęła mocno zęby. Z jego ust wyrwał się okrzyk bólu, z  wściekłością wypisaną na twarzy wyrwał się. Palcami obadał swój język sprawdzając obrażenia. Tym razem wiedziała, że przegięła, był wściekły i z pewnością zażąda czegoś, czego nie chciała mu dawać. Przez jej głowę przetoczyły się wizje jej samej zgwałconej i pobitej. Wzdrygnęła się na myśl o tym, co może się stać. Podniósł rękę do góry, jakby chciał ją uderzyć, po chwili zawahania jednak opuścił dłoń.
- Straże! Zabierzcie ją z dala ode mnie – rozkazał z zachmurzonym czołem. Zmarszczył brwi. - Albo lepiej. Wetknijcie pal w ziemię i przywiążcie ją do niego. Ma siedzieć na placu bez wody i jedzenia do czasu wyjazdu. To ją nauczy pokory.
Z tymi słowami odwrócił się i przeszedł za kotarę. Żołnierz chwycił Wiktorię pod ramię i brutalnie wyprowadził na zewnątrz. Drugi ze strażników spieszył przed nimi. Doprowadzili dziewczynę do dwumetrowego słupa, który miał służyć do rozstawienia kolejnego namiotu i tam ją pchnęli na ziemię. Jeden z nich wyciągnął powróz i ciasno związał ręce, a następnie owinął sznur dookoła drewnianego słupa. Gdy odeszli sprawdziła więzy, ale tylko otarła nadgarstki o szorstki sznur. Zrezygnowana oparła głowę o drewno i zamknęła oczy. Lekki wiatr owiał jej twarz chłodząc skórę powiewem. Obozowisko powoli cichło, żołnierze kładli się na spoczynek. Cisza uśpiła Wiktorię.

***

Z krótkiej drzemki wyrwało ją pohukiwanie sowy. Podniosła zaspane powieki i rozejrzała się dookoła. Mężczyźni byli pogrążeni w głębokim śnie. Lekko poruszyła zdrętwiałymi nogami. Gdy upewniła się, że nikt jej nie słyszy i nie widzi, użyła sztuczki, której nauczyła się od niewolników attriadzkich. Gdy tylko dłonie znalazły się nad nią, przełożyła z trudem sznur ponad słupkiem i w ten sposób była już wolna. Zostawiając na później problem ze związanymi dłońmi ruszyła cicho przed siebie chcąc jak najszybciej wydostać się z terenu obozowiska.
Przeszła kilkanaście kilometrów, nim zdecydowała się na krótki odpoczynek. Z obozowiska wymknęła się niedostrzeżona, ciemna suknia znacząco jej w tym pomogła. Siedząc pod rozłożystym świerkiem dającym głęboki cień, szarpała sznur zębami próbując znaleźć sposób, by go rozwiązać. Dopiero po półgodzinie udało jej się rozplątać więzy. Zadowolona z siebie i sprytu, jakim się wykazała przy ucieczce, pomyślała teraz o lekkim życiu, które miała na zamku Duncana. Tam nikt nie śmiał jej ubliżyć, ani tym bardziej ją niewolić. Była tam panią, mimo braku tytułu. Tutaj nikt nie znał jej pochodzenia, ani talentów. Musi samodzielnie dotrzeć do miasta i wrócić do domu, nie ukazując swoich umiejętności. Tutaj jej talenty mogą być wadą a nie zaletą. Z tymi myślami wstała i ruszyła przed siebie, marząc o ciepłym posiłku i aromatycznej kąpieli. Koło południa dotarła do miasteczka nad morzem. Zaskoczona gapiła się w bezkres błękitnych wód. „Jak daleko jestem od stolicy? Przecież morze jest na wschodniej granicy!” - myślała z niepokojem. Miasteczko było niewielkie, jeśli bierze się pod uwagę takie porty jak Royal Tower. Centrum stanowiło wybrzeże, gdzie kutry rybackie przyczepione do molo stały rozładowane przez marynarzy. Tuż obok stały stragany, gdzie od razu można było kupić ryby i inne morskie stworzenia. Im głębiej w miasto tym mniej straganów a więcej sklepów i dwupoziomowych domków, charakterystycznych w swojej budowie. Tylko antropijczycy budowali domy, których podstawa była kamienna, a dodatkowe piętro zrobione było z drewnianych bali. Ten widok pocieszał dziewczynę, bo dzięki temu wiedziała, że wciąż jest w rodzimym kraju. Szła wzdłuż jednej z ulic szukając Administratora. Na ulicach było pusto, widocznie był to dzień odpoczynku, gdzie każdy może usiąść z rodziną i poleniuchować trochę przy kubku wina tudzież kuflu korzennego piwa. Wiktoria weszła zatem do jedynej karczmy. W środku było spokojnie, kilku mężczyzn w kącie grało w karty, jeden samotny podróżny siedział w kącie sącząc swój napitek. Podeszła do kontuaru, gdzie znudzony karczmarz przecierał blat.
- Potrzebuję pomocy. Gdzie znajdę Administratora? Albo jakiegoś zarządcę? - zapytała potężnego mężczyznę, który bardziej wyglądał na wojownika niż karczmarza. Ten spojrzał na nią, zmarszczył czoło i zamyślił się.
- Od lat u nas nie ma Administratorów. Król łatwo zapomina o takich dziurach jak nasza. Nie mamy tu nikogo z królewskiej służby. Przykro mi. Ale jeśli potrzebujesz pomocy to poszukaj Antoniego, może on Ci zdoła pomóc. To dobry człowiek – pocieszył ją.
- Gdzie go znajdę?
- Pracuje u kowala, pewnie będzie w kuźni. Tylko ostrzegam, tam jest naprawdę gorąco – mrugnął do niej. Wiktoria odpowiedziała uśmiechem, po czym pożegnała się i wyszła.
Nie zauważyła mężczyzny, który podążył jej śladem. Znalazła kuźnię, a w niej Antoniego. Jednak chłopak poprosił ją, żeby przyszła za dwie godziny, gdyż miał ważne zlecenie i nie chciał przerywać pracy. Dlatego poszła na wybrzeże, gdzie widok świeżych ryb poruszył jej żołądkiem. Głośne burczenie przypomniało jej, jak dawno temu jadła posiłek. Ten który dostała w obozowisku był skromny i zaspokoił głód tylko na moment. Z cieknącą ślinką minęła szybkim krokiem stragany i ruszyła dalej. W przystani stały kolorowe kutry rybackie, ale oprócz nich stał również statek handlowy. Szybko znalazła majtka skorego do rozmowy z ładną dziewczyną. Po krótkiej chwili ze smutkiem stwierdziła, że nie ma szczęścia dzisiaj. Statek nie należał do korony, miał prywatnego właściciela. Ruszyła z powrotem do kuźni, by porozmawiać ponownie z Antonim. Przechodząc przez wąską uliczkę dostała mocne uderzenie w głowę. Chciała krzyknąć, lecz szorstka męska dłoń zamknęła jej usta. Wierzgnęła nogami, mając nadzieję trafić w goleń napastnika. Udało jej się, ale włożyła za mało siły i brakło efektu działań. Zamierzyła się mocniej, gdy napastnik przerzucił ją sobie przez ramię, mając najwidoczniej gdzieś jej daremne próby oswobodzenia się.
- Nie waż się krzyczeć – ostrzegł ją niskim głosem.
Wiktoria uznała to jednak za zaproszenie i zaczęła się drzeć najgłośniej jak potrafiła. W pobliżu nikogo nie było. Nikt nie przybył jej na ratunek, gdy porywacz wsadził ją na ukrytego w cieniu konia i ruszył w las. Tym razem przynajmniej nie męczyła się leżąc na brzuchu na łęku siodła. Siedziała wygodnie przed mężczyzną. Koń biegł równym galopem mimo nierównego terenu i w szybkim tempie dotarli z powrotem do obozowiska.
-Dobrze, że już jesteście. Szorujemy dziewczęta i przygotowujemy do podróży. - wyznał znudzonym głosem dowódca.
-Jakbym wiedział, że dzisiaj ruszacie to bym zaczekał. Dziewucha dotarła do przystani.
-Aż tak Ci śpieszno, mała? Nie martw się, jeszcze miesiąc podróży statkiem i będziesz dawać dupy każdemu facetowi. - zadrwił z niej mężczyzna.
Dołączyła do dziewcząt, które w jeziorku pod wodospadem szorowały się zawzięcie. Zmuszona przez dwóch strażników, razem z nimi umyła się i przebrała w łachman, którego nie można było porównywać z suknią, którą miała przedtem na sobie. Młode niewolnice stanęły w kilku szeregach dygocząc od zimnej wody. Dowódca przeszedł się między nimi, przyglądając się im, po czym wydał rozkaz zapakowania ich do wyczyszczonych klatek na kołach, specjalnie stworzonych do przewozu niewolników. Po dłuższej chwili wózki ruszyły w stronę morza, gdzie czekał na nich statek. Już w południe statek wyruszył w rejs do świata, którego dziewczęta miały dopiero poznać.

czwartek, 9 marca 2017

Pani Cieni cz.II

Po wielu godzinach nieustającej jazdy, przerywanej jedynie krótkimi komendami przywódcy i jękami Wiktorii obijającej się o końskie siodło, dotarli do niewielkiego wodospadu. Na leśnej polanie rozstawione były namioty, pomiędzy którymi płonęły ogniska. Mężczyźni byli zajęci, niektórzy z nich zajmowali się końmi i uprzężą, inni naprawiali sprzęty i ostrzyli broń. Łotr, który wiózł dziewczynę, chwycił ją i przeciągnął tak, że zsunęła się z końskiego grzbietu. Upadła na plecy tracąc dech, przeszył ją jeszcze większy ból z odrętwiałych rąk. Gdy podnieśli ją na nogi, zobaczyła, że po drugiej stronie obozowiska stoją wozy, w których poruszały się zwierzęta. Kilku żołnierzy dokarmiało je właśnie. "Nie, to nie zwierzęta..." - pomyślała oszołomiona bólem Wiktoria. "To ludzie. Czyli oni są łowcami niewolników." Do grupy, która ją tu przytargała podszedł postawny mężczyzna, jako jedyny z obecnych tutaj był bez broni. Otaczała go aura przywódcy, w jego oczach widać było spokój i pewność siebie, która nie przekraczała granicy arogancji. Ten człowiek był bezlitosny. Widząc postawę żołnierzy widziała, że posiada spory autorytet i pozostali go bardzo szanują. Był to szacunek przeplatany strachem. Nikt mu nie chciał podpaść, ludzie wiedzieli, że kara będzie surowa, nawet za najdrobniejsze przewinienie.
- Co to za jedna? - zapytał dowódcę grupy.
- Znaleźliśmy ją w lesie. Była sama. Jest całkiem ładna, pomyślałem, że moglibyśmy za nią dużo dostać – odpowiedział mężczyzna zginając kark na kształt czegoś, co miało przypominać ukłon.
- Ty naprawdę myślisz, że ona wam pomoże? Przez całą wyprawę ty i twoja grupa jedynie przeszkadzała. Nic, nawet jedna sztuka, nie zrównoważy waszej nieudolności. Gerwazy, zabierz ją i zamknij z pozostałymi - zawołał do pobliskiego żołnierza. - A wy, jazda mi sprzed oczu, albo każę nafaszerować was włóczniami! - I z tymi słowami obrócił się na pięcie i odszedł od grupy porywaczy.
Oddelegowany żołnierz poprowadził Wiktorię do jednego z wozów zapchanych młodymi dziewczętami. Wiedząc jaki jest jej los, zaczęła się szarpać i o dziwo udało się jej uwolnić od żołnierza. Zaskoczona nieoczekiwanym powodzeniem zrobiła pierwszy krok ucieczki. Jednak jej noga zaplątała się w fałdy sukni i dziewczyna rozłożyła się jak długa. Silne męskie dłonie podniosły ją, a do jej uszu dotarły słowa drwiącego dowódcy.
- Gdzie Ci tak śpieszno? Na Twoim miejscu byłbym grzeczny. Więcej na tym zyskasz – pogroził jej mężczyzna. - A Ty trzymaj ją lepiej. I rozwiąż jej ręce przed wsadzeniem do klatki, jeszcze tego mi brakuje, żeby straciła dłonie – krzyknął do wojownika.
Czerwony na twarzy ze złości i wstydu chłopak zatargał ją pod wóz i rozwiązał sznur krępujący dłonie. Wepchnął brutalnie do środka i zamknął kłódkę blokującą stalowe drzwiczki. Zmęczona Wiktoria rozmasowała swoje nadgarstki i rozglądnęła się. Pozostałe dziewczęta kuliły się i wzajemnie przytulały, w ich oczach było widać ogromny strach. Niektóre płakały cicho w kącie. Tylko jedna z nich odważnie patrzyła na nowo przybyłą. Młoda kobieta miała piękne rude loki, które otaczały jej delikatną twarz usianą piegami. Fiołkowe oczy patrzyły przytomnie i rezolutnie na świat. Szczupłe ramiona otulały zgięte kolana.
- Mam na imię Katrina. Jestem z Stugardu z krainy Felone. Zresztą większość z nas pochodzi stamtąd. Jak masz na imię?
- Jestem Wiktoria. Pracowałam w służbie na zamku królewskim Duncana, króla Antropii. Jak długo tu siedzicie zamknięte?
- Cały czas, żołnierze wypuszczają nas tylko za potrzebą. Nie chcą, byśmy uciekły. Poza tym i tak nie ma jak. Wszędzie siedzą mężczyźni, którzy są stale czujni. Nawet nie próbowałyśmy ucieczki. Nie warto.
- Sposób zawsze się znajdzie. O to się nie martw – odpowiedziała Wiktoria. Na tym zakończyły rozmowę, gdyż podszedł pachołek niosący kocioł z gorącą zupą i miskę z łyżką. „Wygląda na to, że będziemy musiały się dzielić nawet miską i łyżką” - pomyślała dziewczyna.

środa, 8 marca 2017

Pani Cieni cz.I

"Dzień jak co dzień" - pomyślała wkurzona już Wiktoria próbując odczepić długą suknię od kolców zarośli. Przedzierała się przez las, nie wiedząc nawet w którą stronę iść. "Mówiłam, że ta chabeta mnie nie słucha, ale nie! Przecież nie może przygotować innego konia" - narzekała na stajennego. Dzisiaj wraz z rycerzami i królem mieli jechać na polowanie. Jednak gdy znaleźli zwierza po długiej i wyczerpującej gonitwie, koń młodej kobiety spłoszył się i ruszył przed siebie. Wyniósł Wiktorię daleko od znanych terenów, po czym brutalnie zrzucił ją z siodła. Gdy chciała go złapać, złośliwe zwierzę odwróciło się na pięcie, a raczej kopycie i koń cwałem wrócił tam, skąd przybył. Tyle, że już bez swojej jeźdźczyni.
Las tutaj był gęsty, gęstszy niż przy zamkowych bramach. Wiktoria zatrzymała się nasłuchując, drzewa lekko szumiały poruszane wiosennym wiatrem, bardzo ciepłym mimo wczesnej pory. Ptaki dopiero się budziły ze snu, dzienne zwierzęta wychodziły ze swoich kryjówek. Pośród zwykłych dźwięków leśnego życia dało się jednak usłyszeć, a raczej wyczuć coś, co nie współgrało z otoczeniem. Dziewczyna dopiero po chwili uświadomiła sobie, że słyszy tętent kopyt. "Konie! Może w końcu mnie znaleźli!" - z tą myślą ruszyła w stronę, z której dochodziły odgłosy. Pojawili się jeźdźcy, którzy jechali pewnie na swoich rumakach. Zauważyli Wiktorię, która krzyknęła do nich. Jednak gdy się zwrócili w jej kierunku, zrozumiała swój błąd. To nie byli rycerze króla w charakterystycznych szatach myśliwych, tylko zbóje w ubraniach maskujących sylwetki w leśnym poszyciu. Błyskawicznie się odwróciła, podciągnęła suknię i zaczęła uciekać, wiedząc, że może ich zgubić w zaroślach tak, jak ona zgubiła spłoszonego konia. Do krzaków była jednak spora odległość i nim zdążyła ją przebiec, mężczyźni ją dogonili. Jeden z nich schwycił ją brutalnie za włosy i pociągnął na ziemię. Upadła z krzykiem bólu na ustach.
- Patrzcie no, jaki ładny kąsek nam się trafił - zaśmiał się mężczyzna, który ją zatrzymał. Pozostali zarechotali z uciechą, patrząc na klęczącą dziewczynę. Wiktoria podniosła się z kolan i dumnie uniosła podbródek.
- Jak śmiecie?! Jestem Strażniczką Jego Królewskiej Mości! Nie macie prawa mnie tknąć!
Jej słowa przerwał jednak jeszcze głośniejszy rechot zbójów.
- Nie obchodzi nas kim jesteś, wystarczy, że masz cycki i zgrabny tyłek. Jesteś młoda i całkiem ładna - powiedział mężczyzna, który wyglądał na ich dowódcę. Przebiegł wzrokiem po jej ciele oceniając jej wartość.
- Ale pyskata! - parsknął inny. Zamilkł, gdy przywódca tylko na niego spojrzał. Ten znów skierował wzrok na Wiktorię.
- Wiele możemy na Tobie zyskać, zwłaszcza w naszych krainach. Nasi panowie będą zachwyceni taką ślicznotką. Sporo za Ciebie zapłacą - uśmiechnął się drapieżnie. - Brać ją, związać i na koń. Wracamy. I tak za długo zamarudziliśmy.
Po tych słowach dwóch mężczyzn zsiadło z koni, złapali wyrywającą się dziewczynę, związali i brutalnie rzucili na grzbiet konia tak, że leżała brzuchem na łęku siodła. Pozycja była bardzo niewygodna, ale dla Wiktorii gorsze były związane na plecach ręce, które wygięły się w nienaturalny sposób zadając wiele bólu. Konie ruszyły lekkim kłusem, a po chwili przyspieszyły do galopu...